piątek, 22 sierpnia 2014

Część 8, "Nie, nic nie jest ok."

Obudziłam się rano w łóżku, Kamil musiał mnie tu zanieść. Nie ma go w pokoju, musiał obudzić się wcześniej. Ciekawe czy długo czekał, aż się obudzę. Wstałam, ubrałam się, skorzystałam z łazienki i poszłam poszukać przyjaciela. Był w kuchni i pił herbatę, z pewnością miętową, jego ulubioną.
-Hej! Wyspana?-Uśmiechnął się na mój widok.
-Tak.-Odpowiedziałam.
-To dobrze. Jest już prawie 12:00.-Powiedział.
-Serio?-Zdziwiłam się, bo nie sądziłam, że mogłam tak długo spać.
-Serio, serio.-Stwierdził.-O której zamierzasz wrócić do siebie do domu?
-Nigdy.-Powiedziałam i usiadłam na podłodze.
-Oj! No nie zachowuj się jak dziecko.-Powiedział.
-Nie zachowuję się jak dziecko! Po prostu nie chcę wracać!-Powiedziałam podniesionym tonem.
-Amelia.. Nie denerwuj się. Jest ok?-Zapytał i podszedł do mnie.
-Nie, nic nie jest ok.-Stwierdziłam.-Najpierw straciłam przyjaciółkę, a teraz własny dom.
-Nie przesadzaj na pewno wszystko się ułoży, zobaczysz.-Pocieszał mnie, głaszcząc po ramieniu.
-Tak... Przepraszam, że się uniosłam.-Powiedziałam.-Może faktycznie powinnam tam wrócić i wszystko na spokojnie wyjaśnić.
-No właśnie, to bardzo dobry pomysł. Odprowadzić cię do domu?-Zaproponował.
-Dobrze.-Zgodziłam się.
Szliśmy bardzo wolno w stronę mojego domu. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem, było to niepotrzebne, a Kamil znał mnie na tyle dobrze, że utrzymywał ciszę i spokój, którymi się napawałam. Starałam się nie zastanawiać nad tym, co zastanę w domu. Po prostu tam wejdę i pójdę do siebie. Plan bez pudła. Bynajmniej innego nie mam i raczej nic lepszego nie wymyślę.
Zastanawiam się czemu, gdy się gdzieś śpieszę to czas tak się dłuży, a gdy nie chcę gdzieś iść, to jak na złość znajduję się tam jakby po sekundzie, tak było i tym razem. Stałam już przed drzwiami budynku, który nazywam domem- moim bezpiecznym azylem. Nie chcę, żeby to się zmieniło, oszalałabym chyba, gdybym zaczęła czuć się nieswojo we własnym domu, niczym intruz. Obróciłam się do chłopaka i przytuliłam go, tak bardzo nie chciałam, żeby teraz odchodził.
-Pa.-Wydusiłam z siebie po tak długiej ciszy.
-Pa, trzymaj się.-Oderwał się ode mnie, lekko się jeszcze uśmiechnął i poszedł.
Wstrzymałam oddech i chwyciłam za klamkę, drzwi były zakluczone, czyli nikogo nie ma w domu. Odetchnęłam z ulgą. Wyjęłam klucz z torby i weszłam do środka. Moim oczom ukazały się te nieznośne pudła, które nadal stały w salonie. Czyżby moja kochana mamusia chciała mnie jakoś przekonać do tego, żeby Fabian się wprowadził, czy ja po prostu nie mam w tej sprawie nic do gadania? Zdjęłam buty, chwyciłam torbę i poszłam do góry. Zaczęłam odstawiać rzeczy na swoje miejsca, mam nadzieję, że sytuację uda się opanować i wszelkiego rodzaju bunt będzie zbędny i zostanę już na stałe w domu. Kiedy skończyłam się rozpakowywać, wzięłam szybki zimny prysznic, żeby się rozluźnić. Potem wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Co ja będę teraz robić? Może pójdę na jakiś dłuższy spacer? To naprawdę bardzo dobra myśl.
Wstałam, ubrałam moje ulubione szare spodenki i do tego pierwszy z brzegu top. Wzięłam telefon z biurka i odruchowo sprawdziłam wiadomości. Nikt do mnie nie napisał, żadnych sugestii spotkań, ani nic w tym stylu, czyli jestem wolna. Zbiegłam po schodach i ruszyłam do kuchni. Z pudełka w szafce zabrałam 20 złotych, może się przydać. Wróciłam do przedpokoju, założyłam buty i znowu wyszłam. Zakluczyłam drzwi i skierowałam się w stronę parku, po drodze wsadziłam jeszcze słuchawki do uszu i puściłam ulubioną playlistę. Słowa piosenek jakby do mnie nie trafiały. Nie wiedziałam kiedy kończyła się jedna, a zaczynała druga.
W takim stanie dotarłam do mojego ulubionego miejsca, znajdowało się ono na skraju parku. Było to niewielkie jeziorko koło którego rosło stare już drzewo wiśni, było dość okazałe, a pod nim stała prawie niezauważalna ławeczka, która doskonale tutaj pasowała. Usiadłam na niej i zaczęłam tak po prostu, bezmyślnie patrzeć przed siebie. Nie wiem ile minęło czasu, ale w końcu z tego transu wyrwał mnie dźwięk sms'a. Otworzyłam wiadomość i uśmiechnęłam się na jej widok, to od Artura.
-„Hej! Jesteś zajęta, czy masz czas ze mną się spotkać?”
-„Mam czas. Gdzie i kiedy proponujesz spotkanie?”-Odpisałam.
-„Za pół godziny przy starym dębie?”-Otrzymałam odpowiedź.
-„Będę na pewno. :)”-Wystukałam i wysłałam.
Patrzałam się jeszcze chwile na ekran i uśmiechałam się do niego szeroko, po czym schowałam telefon do kieszeni. Nie spodziewałam się tego, że Artur mnie gdzieś zaprosi, to znaczy, że na pewno chociaż trochę mnie lubi. Na myśl o tym przez chwilę zapomniałam o moich problemach i zadowolona zaczęłam rozmyślać o spotkaniu. Stąd do starego dębu jest gdzieś 7-10 minut, może więcej, może mniej. Jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiałam, chociaż był to jeden w punktów orientacyjnych miasta, a może raczej „miasteczka”, jak kto woli. Moim zdaniem miasto jest całkiem spore, ale nie każdego zadowolisz... W każdym razie mam jeszcze trochę czasu zanim zobaczę się z chłopakiem. Spojrzałam na swój strój i zadałam sobie w myślach pytanie: „Czy wypadałoby się przebrać?”. Chyba nie, nie chcę mi się wracać do domu.
Po kilku minutach leniwie zwlekłam się z mojej ukochanej ławeczki i ruszyłam wolno na miejsce spotkania. Czułam na sobie przyjemny powiew wiatru i wsłuchiwałam się w śpiew ptaków. Dzisiaj jest naprawdę ładny dzień. W miłej atmosferze doszłam do starego dębu i od razu zastanowiłam się, ile czasu mi to zajęło. Nie umiem tego stwierdzić, zresztą to nieważne. Artura jeszcze nie ma, wiec usiadłam na krawężniku i zaczęłam na niego cierpliwie czekać . Po chwili czyjeś ręce zasłoniły moje oczy.
-Zgadnij kto!-Powiedział.
-Artur?-Zapytałam pewna tego, że to on.
-Brawo.-Zabrał ręce i zaczął klaskać.
-Hej.-Powiedziałam, szybciej wstając z miejsca.
-Hej, długo czekałaś?-Zapytał.
-Nie, dosłownie minutkę.-Oznajmiłam.
-To dobrze.-Odetchnął jakby z ulgą.-To gdzie chcesz iść?
-Obojętnie, może ty coś zaproponuj.-Stwierdziłam.
-Ok, niech ci będzie... Co powiesz na kawiarnie dwie ulice stąd?-Zaproponował.
-Dobrze, kawiarnia jest spoko.-Uśmiechnęłam się do chłopaka i poszliśmy tam.
Na miejscu zamówiliśmy dwa cappuccino. Artur zapłacił, mimo mojego wyraźnego oporu. Nie chciał też, żebym zwróciła mu pieniądze. Nie lubię tego stanu, kiedy czuję, że jestem komuś coś winna. Po prostu nie znoszę, jak ktoś za mnie płaci. Mogę przecież sama to zrobić.
Siedzieliśmy przy stoliku ustawionym na zewnątrz, piliśmy napoje i rozmawialiśmy. Tematy jakby same rzucały się na język, nie było ani chwili ciszy. W końcu jednak nasze szklanki stały się puste. Był to przykry widok, gdyż cappuccino było dzisiaj wyjątkowo dobre, a w dodatku jego brak przerwał nasz wspaniale układający się dialog. Opuściliśmy, więc niestety z żalem kawiarenkę.
Ledwo co wyszliśmy stamtąd i nagle zauważyłam, że nie mam mojej szczęśliwej bransoletki. Na pewno ją dzisiaj miałam, ale nie wiem kiedy i gdzie mi spadła. Czy w kawiarni jeszcze znajdowała się na moim nadgarstku? Odtworzyłam obraz w swojej głowie... Miałam ją, jestem tego pewna. Musiała teraz gdzieś spaść.
-Artur chyba moja bransoletka została w kawiarni.-Powiedziałam i już się odwróciłam gotowa by po nią wrócić.
-Chyba wiem, gdzie spadła. Poczekaj pójdę sprawdzić.-Powiedział szybko i pobiegł.
-Ehhhh.-Westchnęłam, w sumie może i tak bym jej nie znalazła, ale czy on musi mnie tak we wszystkim wyręczać?
Usiadłam na ławce i spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam Kamila, robił chyba kolejną rundkę, zawsze tą samą trasą. Ciekawe, czy kiedyś znudzi mu się to codzienne bieganie. Uśmiechnęłam się i pomachałam w jego kierunku. Zauważył mnie i odwzajemnił gest. Nagle na jego twarzy pojawiło się jakieś dziwne uczucie, chwilowo, ale to dostrzegłam. Niestety odwrócił się i pobiegł dalej. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Przestraszyłam się, ale zaraz uspokoiłam, bo zobaczyłam u swojego boku Artura z moją zgubą.
-Czemu się tak przyglądasz?-Zapytał.
-Tak tylko patrzę.-Powiedziałam i wstałam z miejsca.-Idziemy dalej?
-Dobrze.-Odpowiedział.
Chodziliśmy tak w sumie bez celu, chociaż przyznam, że dobrze mi się spędza z nim czas. Lubię jego towarzystwo. Jednak nie daje mi spokoju to uczucie, które zapisało się na twarzy mojego przyjaciela. Może mi się tylko wydawało? Chyba nie mam się czym przejmować.
W końcu zrobiło się trochę późno i stwierdziłam, że należałoby wrócić w końcu do domu. Pożegnałam się z Arturem i ruszyłam przez rynek w kierunku parku. Muszę jeszcze pozbierać myśli zanim wrócę i odbędę poważną rozmowę z moją matką. Zrobiło się zimno i przydałaby mi się bluza, ale trudno. Szłam spokojnie i układałam to, co powiem w jakąś logiczną całość. Jakoś do głowy przychodzi mi teraz wszystko tylko nie to, co powinno.
Pustka w głowie spowodowała, że zaczęłam z braku zajęcia obserwować, co dzieje się dookoła mnie. Właśnie doszłam do parku, jest tu pięknie jak zawsze. Lubię to miejsce o każdej porze dnia i roku. Nic nadzwyczajnego się tutaj prawie nigdy nie dzieje. Świat się kręci, a tu zawsze można na chwile usiąść i odsapnąć. Wzięłam głęboki oddech i poszłam dalej.
Już miałam stąd wychodzić, gdy nagle moją uwagę zwróciła pewna para siedząca na ławce. Niby nic dziwnego dwoje zakochanych w sobie ludzi całuje się w parku. Raczej nie interesuje się życiem innych, bo to w końcu nie moja sprawa. Tak byłoby i tym razem, gdyby nie to, że rozpoznałam tą dwójkę. Zobaczyłam moją najlepszą 'byłą' przyjaciółkę i tego pedofila od siedmiu boleści. Przypomniała mi się nasza kłótnia. Mówiła, że z tego nic nie będzie, a tu proszę... Ich widok mnie zabolał, nie byłam jeszcze nawet gotowa na nią spojrzeć. Poczułam jakby rana, która zaczęła się powoli goić i gotowa była się zabliźnić, nagle się otworzyła. Udałam, że ich nie zobaczyłam i nie przyśpieszając wyszłam stamtąd.
Serce zaczęło mi szybciej bić, a ja starałam się nie zacząć biegać. Sama nie wiem, czy byłam smutna, czy zła. Myślałam, że obie to wszystko przemyślimy i się wkrótce spotkamy, pogodzimy, ale teraz nie jestem pewna, czy tego chcę. Nie jestem pewna tego, czy spojrzę na nią i ujrzę tą samą Jagodę, co kiedyś. Ona ciągle kłamie... A może po prostu tego nie mogła przewidzieć? Sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Może i wina leży po obu stronach i nie musiałam robić jej takiej awantury wtedy przed klubem, ale byłam na nią zwyczajnie zła. Czułam się jakby zdradzona, spodziewałam się usłyszeć od niej coś zupełnie innego. Jej słowa brzmiały jakby przede mną stała jedna z tych dziewczyn, z których jeszcze niedawno śmiałyśmy się razem. A może to ja się tak bardzo zmieniłam, a nie ona? Może Jagoda zwyczajnie niczym nie zawiniła, tylko ja przestałam z jakiś powodów odnajdywać w niej moja przyjaciółkę?
Odruchowo pociągnęłam za klamkę drzwi. Weszłam i zdjęłam buty. Dopiero głos mamy uświadomił mi, że jestem już w domu.
-Gdzie ty byłaś tyle czasu?! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?-Zapytała podniesionym tonem.
Ja stałam jak wryta i się nie odzywałam.
-Nic mi nie powiesz? Zero wyjaśnień?-Kontynuowała i krzyczała jeszcze coś dalej, ale byłam w takim szoku, że nie rozumiałam żadnego z jej słów.-Amelia do cholery gdzie byłaś?-Skończyła.
-Nie twoja sprawa, gdzie byłam. Dziwisz się, że nie chciałam tu być? Przyzwyczajaj się, bo jeśli sprowadzisz tutaj tego swojego kochasia to będę tutaj rzadkim bywalcem.-Wybuchnęłam nagle.
-Ah tak? Proszę bardzo. Fabian się do nas już wprowadził, a ty nie masz absolutnie nic do powiedzenia na ten temat! Jak chcesz to się wyprowadź, droga wolna!-Warknęła na mnie.
Poczułam jak po policzku spływa mi łza. Szybko pobiegłam na górę, bojąc się własnych emocji, których nie umiałam w tym momencie opanować.
-Amelia!-Zawołała mnie mama. 
-Zostaw mnie w spokoju.-Wrzasnęłam łamiącym się głosem.
Weszłam do siebie i zakluczyłam drzwi. Położyłam się bezwładnie na łóżko i dałam łzom swobodnie spływać na poduszkę. Wykończona ciężarem dzisiejszego dnia zasnęłam.

_______________________________________________________________
No to rozdział skończony.
Obiecuję, że postaram się bardziej przy następnym i mam nadzieję, że będzie on chociaż trochę dłuższy, bo ten wydaje mi się masakrycznie krótki. ;_;
Błagam o komentarze! Czytanie ich sprawia na prawdę wiele radości! :>
Nabijajcie do tysiąca wejść!
Rozdział ten dedykuję "Szczerej Czytelniczce" ! <3
Bardzo dziękuję za twój komentarz. Strasznie się ucieszyłam na jego widok. :)
Piszcie proszę, co waszym zdaniem będzie miało miejsce w następnej części.
Zarzucajcie mnie pomysłami, radami, krytyką i pochwałami! Byle szczerze! 
Zamierzam rozwinąć akcję i mam nadzieję, że będzie ciekawie i się wam spodoba. ;)
Łapcie ode mnie tą nutę <3, to moja ukochana piosenka, mojego ulubionego zespołu i szczerze nie obchodzi mnie czy wam się spodoba. :D 
Mam nadzieję, że nie spodziewaliście się po mnie, że słucham Nickelback. ;)
A tutaj link od Angel, chciałaś, to masz ty Potterheadzie jeden!
Życzę wszystkim miłego weekendu!
Pozdrawiam też kuzyna, bo ma dzisiaj urodziny. :)
Nieważne, że nawet nie wie o istnieniu tego bloga. xD
WSZYSTKIEGO NAJ!

PS.:Jakbym miała czas to bym was zanudziła na śmierć w tych moich notatkach pod częściami, bo wprost ubóstwiam je pisać. *_* <3

wtorek, 12 sierpnia 2014

Część 7,"....na ZAWSZE."

Usiadłam na krawężniku. Nie będę płakać, tak musiało się w końcu stać. Myślałam nad słowami przyjaciółki... teraz już chyba byłej przyjaciółki...: „Zawsze obiecywałyśmy sobie przyjaźń, nieważne co by się działo.” Pamiętam. To było w piątej klasie, kiedy Jagoda przeprowadziła się ze swoją matką do miasta. Nikt nie chciał się z nią zadawać.Na pierwszy rzut oka nie dało się jej lubić. Chodziła własnymi ścieżkami, unikała kontaktu. Zawsze zbuntowana Jagoda, która dobrze wiedziała czego chce i jak do tego dążyć.
Pewnego dnia wracałam do domu na skróty. Prawie nikt tamtędy nie chodził, nie spodziewałam się jej tam spotkać. Siedziała na uboczu ścieżki i paliła papierosa. Wystraszyła się na mój widok. Myślałam, że nie chce, żeby ktoś wiedział, że pali. Uspokoiłam ją więc słowami: „Spokojnie, nikomu nie powiem.” Wtedy ona na mnie spojrzała. Widać było, że płakała. Przysiadłam się do niej i zapytałam co się stało. Ona nie chciała mówić. Ja nie byłam wtedy doświadczona w pocieszaniu ludzi. Wiodłam spokojne życie. Objęłam więc tylko znajomą ręką i ponownie zapytałam: „Powiesz mi co się stało, czy mam sobie iść?”
Nie uzyskałam odpowiedzi. To było dla mnie trudne, bo nie wiedziałam jak mam jej pomóc. Nie chciałam jej tam zostawiać, ale co miałam zrobić. W końcu wstałam i poszłam. Po chwili usłyszałam jednak ciche: „Zaczekaj...”. Wróciłam do niej, a ona zgasiła papierosa i zaczęła opowiadać. Mówiła, że przeprowadziła się tu z matką po rozwodzie rodziców, że ojciec je zostawił same, bo znalazł sobie kogoś innego, że jej mama starała się udawać twardą, ale ona słyszała jej płacz nocami. Powiedziała, że bardzo jej z tym ciężko. Skończyła słowami: „Chyba muszę się przyzwyczaić do tego, że ludzie odchodzą.”
Przytuliłam ją wtedy i powiedziałam: „Ja nie odejdę.”. Spojrzała się na mnie i spytała: „Obiecujesz?”. Uśmiechnęłam się do niej wtedy i stwierdziłam : „Obiecuję- przyjaciółki na ZAWSZE”. Pamiętam, że odwzajemniła uśmiech, a ja pomogłam jej wstać i odprowadziłam do domu. Od tego momentu byłyśmy nierozłączne. Przyjaźniłyśmy się, praktycznie odkąd się tego dnia poznałyśmy. Była moją pierwszą prawdziwą przyjaciółką i mimo tak wielu różnic zawsze mogłam na nią liczyć.
-Przyjaciółki od zawsze, na zawsze.-Powiedziałam sama do siebie.
Nagle poczułam dłoń na moim ramieniu. Obróciłam się i zobaczyłam Artura, wymusiłam uśmiech.
-Kamil mnie przysłał po ciebie, bo zaraz jedziemy.-Powiedział.
-Powiedz, że „zaraz” przyjdę.-Stwierdziłam łamiącym się głosem.
-Coś się stało?-Zapytał.
-Nic.-Skłamałam.
-Na pewno?-Chyba mi nie uwierzył.
-Tak na pewno.-Uparłam się.
-Hmmm... Ale tutaj samej cie nie zostawię. Chodź idziemy!-Powiedział i pomógł mi wstać.
Po chwili siedzieliśmy wszyscy w samochodzie. Ja, Artur, Kamil, Michał... i Jagoda. Patrzałam się ślepo w jakiś punkt za oknem i starałam się chociaż na razie nie myśleć o tym co się stało. Ułoży się przecież...Tak? Jakoś to będzie. Najpierw musimy obie ochłonąć, nie chcę pogarszać sytuacji. Nie chcę jej stracić. Tak bardzo żałuję tej rozmowy. Gdybym mogła cofnąć czas. Może byłoby inaczej? A może zepsułoby się później i tylko bardziej by bolało? Tego nie wiem.
Auto się zatrzymało, jesteśmy na miejscu. Mamy jeszcze jakieś 2, może 3 godziny do wyjazdu. Prześpię się trochę najpierw, potem spakuję. Jestem wykończona. Najchętniej obudziłabym się teraz i ucieszyła z tego, że to wszystko to był tylko zły sen. Nie tak chciałam zapamiętać te wakacje... Może przynajmniej jutro będzie lepiej i nie będziemy stać znowu w korku. Oby tak było, inaczej chyba wszystkich powybijam. Nawet nie wiem kiedy się zdążyłam spakować, chciałam się przecież najpierw wyspać. To przez te nerwy, ale przynajmniej jestem gotowa do wyjazdu i mogę spokojnie spać. Jeden plus... Położyłam się i po jakiś 15 minutach znalazłam się w krainie Morfeusza.
Obudziłam się po około godzinie. Strasznie boli mnie głowa. Przypominam sobie, co się wczoraj działo, ale nie dowierzam. To musiał być koszmar. Po chwili wyszłam z namiotu. Wszyscy byli już na nogach. Poprosiłam Kamila, żeby złożył mi namiot. Zgodził się, na niego zawsze można liczyć. Nie zajęło mu to długo. Teraz jestem już całkowicie gotowa do wyjazdu.
Wyjechaliśmy o 5:00. Wszystko jakoś się układa, samochód płynnie toczy się po jezdni. Jak wrócę do domu to się wyśpię, a potem pomyślę, co będzie ze mną i Jagodą. Chciałabym się z nią pogodzić. Choć tak bardzo się zmieniła, to jej właśnie ufam. Ona zna mnie na wylot. Razem płakałyśmy i śmiałyśmy się. Nie pozwolę na to, żeby nasza przyjaźń się teraz skończyła.
Droga minęła o wiele szybciej niż ostatnio. Właśnie zatrzymaliśmy się pod moim domem. Jest dopiero jakoś po 16:00. Kamil wyjął moją torbę z bagażnika, a następnie pożegnaliśmy się. Ja skierowałam się w stronę domu, a oni odjechali. Tak bardzo nie chciałam stamtąd wyjeżdżać, a tak bardzo cieszę się z powrotu. Jaki człowiek jest zmienny. Stanęłam właśnie u progu i nacisnęłam klamkę. Otwarte! Nareszcie w domu.
Weszłam do środka, zdjęłam buty i poszłam do góry się rozpakować. Ówcześnie krzycząc tylko do mamy:„Już jestem, zaraz przyjdę.”. Szybkim krokiem ruszyłam do mojego pokoju i zaraz położyłam się na łóżku. Tak bardzo chcę mi się spać. O nie! Tak dobrze nie ma. Muszę się rozpakować. Zaczęłam wyjmować rzeczy z torby i robić ogólny porządek. Szybko poszło. Wezmę jeszcze tylko prysznic i zejdę na dół.
Po kwadransie schodziłam już po stopniach na dół. Gdy tam się znalazłam rozejrzałam się niepewnie... Ja na pewno jestem u siebie? Wszędzie pełno kartonów.
-Mamo!-Krzyknęłam.-Co tu się dzieje?
Moja mama stanęła w przejściu do salonu i trochę zdenerwowana zaczęła mówić.
-...Miałam ci powiedzieć już szybciej, ale nie wiedziałam, jak zareagujesz.
-Przeprowadzamy się?-Zapytałam zmartwiona.
-Nie to nie my się przeprowadzamy, tylko Fabian.-Wytłumaczyła.
-Nie rozumiem.-Stwierdziła.
Wtedy Fabian stanął nagle obok mojej matki, a ona powiedziała:
-Fabian zamieszka u nas.
To był dla mnie szok... Cios prosto w serce. Nie było mnie tydzień, a on już prawie zdążył się do nas wprowadzić?! Przetarłam oczy. Może to kolejny koszmar? Może wykończona zasnęłam i to tylko sen? Uszczypnęłam się, zabolało... To żaden sen, po prostu przykra rzeczywistość. Nie wiedziałam, co mam zrobić, co powiedzieć. Fabian jest osobą, której nie darzę sympatią. Można nawet powiedzieć, że jest moim wrogiem, a teraz mam z nim mieszkać pod jednym dachem... Może jeszcze będziemy udawać szczęśliwą rodzinkę? Tego już za wiele.
Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam po schodach do swojego pokoju. Weszłam do niego, zatrzasnęłam za sobą drzwi i zakluczyłam się. Słyszałam niewyraźny głos matki: „Amelia otwórz, proszę...”. Padłam na łóżko. Po policzku spłynęła mi łza. Chciałam wrócić i wszystko poukładać, ale życie jak zawsze ostatnio jest przeciwko mnie. Nie będę tutaj tak tkwić. Wstałam i zaczęłam pakować do torby najpotrzebniejsze rzeczy. Odkluczyłam drzwi i ominęłam zszokowaną mamę. Ruszyłam do łazienki i wrzuciłam to do torby, co w tym momencie przyszło mi na myśl, że muszę zabrać. Ona stanęła w drzwiach i patrzała na mnie zdumiona. Wyminęłam ją, zbiegłam po schodach i zaczęłam się ubierać. Już miała chyba coś powiedzieć, ale nie dałam jej dojść do słowa. Chwyciłam klucz i wyszłam bez słowa. 
Szłam prosto przed siebie bez wyraźnego planu. Co ja teraz zrobię? Muszę się uspokoić, przemyśleć wszystko, porozmawiać z kimś. Wiem do kogo pójdę. Ruszyłam w dosyć długą drogę, ale nie przeszkadzało mi to. Wieczór był przyjemy i ciepły, wiał lekki wiaterek. Włożyłam słuchawki do uszu, włączyłam ulubioną playlistę i schowałam telefon do kieszeni. Po jakimś czasie byłam już prawię na miejscu. Dopiero teraz przyszło mi do głowy, żeby upewnić się, czy ta osoba na pewno jest w domu. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam.
-Hej. Jesteś w domu?-Zapytałam.
-Tak, a co...? Poczekaj ktoś dzwoni otworzę tylko drzwi i jestem z powrotem.
Zdziwiona mina Kamila kiedy zobaczył mnie za drzwiami-bezcenna.
-Hej! A co ty tu robisz?-Zdziwił się.
-Długa historia... Mogę wejść?-Upewniłam się.
-Pewnie.-Potwierdził.-Coś się stało? Masz torbę zamierzasz u mnie zostać?
-Jeśli to nie stanowi problemu to zostanę i wszystko ci opowiem, ok?-Powiedziałam.
-Ok.-Odpowiedział.-Może jesteś głodna?
-Troszeczkę.-Przyznałam.
-To ja zrobię szybko coś do jedzenia, a ty się rozgość. Czuj się jak w domu.-Powiedział.
Może lepiej nie jak w domu...” Chciałam powiedzieć to na głos, ale nie zrobiłam tego, później pogadamy. Skierowałam się do pokoju chłopaka, usiadłam wygodnie na łóżku i oparłam się o ścianę.
Po chwili Kamil wszedł do pokoju z talerzem pełnym kolorowych kanapeczek. Co jak co, ale jego kanapki to ja lubię, nawet bardzo. Poczęstowałam się jedną od razu, gdy postawił je na stoliku obok łóżka.
-To porozmawiamy?-Zapytał.
-Okej...-Poczułam się niepewnie.-Zacząć od początku?
-Pewnie, mamy dużo czasu.-Blondyn uśmiechnął się do mnie.
Ja zaczęłam opowiadać o tym co się wydarzyło w klubie, o kłótni z Jagodą i o przeprowadzce Fabiana do nas... Gdy skończyłam miałam łzy w oczach, ale cieszyłam się, że ktoś wie. Kamil mnie przytulił.
-Wszystko będzie dobrze.-Powiedział.
-A jeśli nie?-Zapytałam.
-Oj! Nie bądź pesymistką, ułoży się jakoś.-Zapewnił mnie.-A gdyby coś się działo to zawsze możesz na mnie liczyć.
-Wiem.-Powiedziałam i lekko się do niego uśmiechnęłam.
Po chwili trochę się uspokoiłam i zaczęliśmy rozmawiać na przyjemniejsze tematy. Lubię towarzystwo Kamila. Nie mogłabym mieć lepszego kumpla. Gadaliśmy i wygłupialiśmy się chyba do północy. Nagle Kamil wytknął nos spoza laptopa, w którym aktualnie coś sprawdzał.
-Wiesz, że dzisiaj jest noc spadających gwiazd?-Zapytał.
-Nie wiedziałam.-Przyznałam.
-To teraz już wiesz.-Wyszczerzył się do mnie.-Pójdziemy na taras pooglądać?
-Pewnie.-Stwierdziłam
Kamil rozłożył jednak koc w ogródku, na trawniku, a nie na tarasie. Położyliśmy się i patrzeliśmy w niebo. Widok był piękny. Gwiazdy spadały co jakiś czas. Wydawać się mogło jakby ktoś rzucał nimi z góry. Potem jednak tak nagle jak się pojawiały, tak szybko znikały. Chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie. W pewnym momencie jednak zmęczona całym tym dniem zasnęłam.

_________________________________________________________
Rozdział trochę później niż zwykle, ale jakoś brak weny mnie napadł. :<
Jednak dzisiaj się wzięłam za siebie i napisałam!
Jak wam się podoba? 
Mi bardzo. :D
Kolejna część kosztuje 2-3 komentarze, bo smutno mi jak nic nie piszecie. :/
A tak po za tym to dzisiaj mamy noc spadających gwiazd. <3
Zamierzam popatrzeć sobie trochę w niebo a wy? 
Tylko nie mogę za długo, bo jutro mam urodziny i długi dzień przede mną. :)
Chociaż i tak spać nie mogę. Ehhhh...
Muszę się trochę streszczać, bo brat chcę laptopa. :(
Smutno mi bez niego będzie...
Błędy postaram się ogarnąć jutro. ;)
Zapomniałabym, że obiecałam koleżance, że pojawi się ten link : klik
Ode mnie łapcie TO! - KOCHAM <3
Ogarnęłam wstawianie linków, jak widzicie. :D 
Jestem z siebie bardzo dumna. :3
Dobranoc. :*

czwartek, 7 sierpnia 2014

Część 6,"Co ja narobiłam?!"

Nazajutrz obudziły mnie słowa.
-Czas wstawać śpiąca królewno.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą Michała. Odepchnęłam go od siebie. Czy ten człowiek nigdy się nie odczepi?
-O królewna widzę nie w humorze.-Powiedział.
-Spadaj!-Warknęłam.
-Oj jakaś ty wrażliwa. Już idę, idę.-Drwił ze mnie.
Po chwili wyszłam z namiotu. Chłopacy siedzieli i rozmawiali o czymś.
-Gdzie jest Jagoda?-Zapytałam.
-W namiocie, leczy kaca.-Odpowiedział Kamil.
Westchnęłam i poszłam zobaczyć, co się dzieje z przyjaciółką. Brunetka siedziała oparta o bagaż z przyłożonym woreczkiem z lodem do czoła. Usiadłam przy niej i zapytałam.
-Będziesz dzisiaj wychodzić?
-A nie widać?-Zadała mi pytanie retoryczne.
-Widać, ale wolałam spytać... Zostać tu z tobą?-Zapytałam.
-Nie trzeba. Chyba położę się spać.-Powiedziała.
-Dobrze.-Odparłam i wyszłam z namiotu.
Wróciłam do chłopaków.
-Jagoda nie ma dzisiaj zamiaru wychodzić.-Oznajmiłam.
-A ty się dziwisz?-Zapytał Michał.-Kac morderca nie ma serca. Jak nie może, to niech nie pije. W buzi Sahara, a łeb zaraz chyba jej eksploduje.-Zaśmiał się.
Byłam na niego zła. Odezwał się idealny. Już miałam mu się odszczekać, ale Kamil chyba przewidział mój zamiar i mi przerwał.
-Michał ma rację. Jagoda wypiła już w końcu z pięć litrów wody, a apap'ów to wzięła chyba całą paczkę.
-Mniejsza z tym.-Odpuściłam temat.-Co będziemy w tej sytuacji dzisiaj robić?
-Od czego mamy jezioro?-Zasugerował Artur.
-No i na taką propozycję czekałam.-Powiedziałam i uśmiechnęłam się w stronę chłopaka.
W krótkim czasie wszyscy znaleźliśmy się na drewnianym pomoście nad jeziorem. Pogoda była piękna, więc zamierzałam się trochę poopalać. Rozłożyłam ręcznik, położyłam się, a na głowę nałożyłam czapkę, żeby słońce nie raziło mnie w oczy. Chyba jestem w niebie.
Długo jednak w nim nie zostałam, bo po chwili chłopacy postanowili się trochę pokąpać i naraz wskoczyli do wody. Ochlapali mnie przy tym strasznie. Wstałam i zaczęłaś krzyczeć.
-Jesteście stuknięci! Nawet poleżeć chwilę nie można.
-Oj nie marudź.-Usłyszałam za swoimi plecami głos Kamila.
Po chwili z hukiem i wrzaskiem wylądowałam w wodzie.
-Osz ty! Tylko spróbuj do mnie podejść.-Krzyknęłam do chłopaka.
-Ah tak!-Odpowiedział.
Wtedy zaczęła się prawdziwa bitwa na wodę. Chlapaliśmy i podtapialiśmy się. Oczywiście ja jako jedyna dziewczyna byłam najczęstszą ofiarą walki.W pewnym momencie skapitulowałam i wyszłam z wody. Robi się już chłodno i późno. W ślad za mną wkrótce pod namioty dotarła cała reszta. Artur i Kamil rozpalili ognisko. Usiedliśmy wokół niego wszyscy, nawet Jagoda, która już czuła się lepiej. Zaczęliśmy opowiadać różnie historie i śpiewać piosenki. Siedzieliśmy tak aż do godziny 3:00. Wtedy Kamil zgasił ognisko i powiedział.
-No to czas spać!
-No eeej!-Westchnęliśmy jednocześnie.
-Nie ma żadnego „eeej”! Zapomnieliście, że mamy w planach zwiedzanie okolicy? Jutro zaczynamy i to już postanowione.-Stwierdził.
-Faktycznie tak miało być.-Potwierdził Artur.
-No, więc już mi wymiatać do spania.-Powiedział Kamil zadowolony, że ktoś go poparł.
-Sztywniacy...-Szepnął jeszcze Michał pod nosem.
Wszyscy, bez żadnych kłótni, szybko znaleźli się w swoich namiotach. Chyba naprawdę na dzisiaj starczyło emocji. Jutro przecież też jest dzień. Już nie mogę się doczekać. Pozwiedzamy nowe miejsca, poznamy ludzi. Będzie super. Dosyć jednak rozmyślania, czas spać. Oczyściłam umysł i po chwili zasnęłam.

*...Kolejne dni mijały nam bardzo szybko. Byliśmy w ciągłej podróży i przemieszczaliśmy się z miejsca na miejsce. Zwiedziliśmy całą okolicę. Wieczorami korzystaliśmy z uroków jeziora, a potem siedzieliśmy po nocy przy ognisku. To miejsce nie miało już przed nami żadnych tajemnic...*

Siedzieliśmy w piątek przed ogniskiem i zastanawialiśmy się, co będziemy jutro robić. To ostatni dzień naszego biwaku. W niedziele z rana musimy wyjechać. Bardzo będzie mi brakowało tego miejsca. Zastanawiałam się jak możemy upamiętnić nasz pobyt tutaj. Nagle propozycję podrzucił Michał.
-A może pójdziemy się trochę zabawić?-Zapytał.
-Ogółem to dobry pomysł. Możemy pojechać do tego klubu w centrum.-Powiedział Kamil.
-Do klubu możemy pójść zawsze, a w niedziele rano musimy być na nogach.-Stwierdziłam.
-Oj Amelia, nie pękaj.-Zachęcała mnie Jagoda.- Wstaniemy przecież.
Wszyscy patrzeli na mnie wyczekująco. To ja miałam ostatecznie zadecydować o losach jutrzejszego dnia. Nie wytrzymałam tej presji.
-No dobrze.-Powiedziałam i odetchnęłam.
Oni zaczęli świętować. W ruch poszło piwo i papierosy. Ogółem to dobrze się bawiłam, mimo że nie piłam, ani nie paliłam. Czasem mam wrażenie, że jestem najbardziej dojrzała z nich wszystkich, chociaż najmłodsza... Nasze ognisko trwało dzisiaj krócej i przed 2:00 wszyscy rozeszliśmy się do swoich namiotów. Leżałam i myślałam o wszystkim, co przyniósł ten tydzień. Przerwała mi to myśl o imprezie. A więc jutro do klubu tak? Może i dobrze? Zasnęłam układając sobie w głowie co ciekawego może się zdarzyć.
W sobotę wstaliśmy wcześnie rano o 14:00... W końcu są wakacje... Do wieczora siedzieliśmy na pomoście, woda była zimna i nikt nie miał zamiaru na dłużej w niej pozostawać. O 18:00 padło hasło: „Chyba czas się szykować...”. Oczywiście ja i Jagoda jak to dziewczyny szykowałyśmy się najdłużej i pod koniec wszyscy na nas czekali. Ubrałam krótkie czarne spodenki, moją ukochaną bluzkę na ramiączkach, do tego buty na koturnie i nie obyło się też bez skórzanej kurtki. Dobrze, że spakowałam te rzeczy w razie czego, ale i tak nie pobiję brunetki, która zabrała ze sobą chyba cały sklep. W końcu zdecydowała się na bardzo obcisłą małą czarną i wysokie szpilki, a do tego kurteczka tak krótka, że równie dobrze mogłaby iść bez niej.
-Nie przesadzasz trochę?-Zapytałam.
-Oj Amelia... Idziemy do klubu, mam zamiar poznać jakieś fajne ciacha.-Uśmiechnęła się lekko.
Cała Jagoda... Nieważne jaka jest i tak ją uwielbiam.
Po chwili siedzieliśmy wszyscy w samochodzie i byliśmy w drodze do centrum. Rozmawialiśmy podekscytowani imprezą. Nagle Michał oświadczył.
-No to jesteśmy na miejscu.
Wysiedliśmy wszyscy i grupą skierowaliśmy się do wejścia klubu. No to się zaczęło...
Zabawa była cudowna. Obtańczyłam chyba cały klub. Wypiłam sobie nawet drinka, raz się żyję. Nie będę całe życie abstynentem... Tym bardziej, że drinka postawiło mi niezłe ciacho. Ciacho...ciacho...ciacho...hmmmm... Właśnie przypomniałam sobie o Jagodzie... Gdzie ona się podziała? Zaczęłam przeszukiwać klub. Kurde gdzie ona jest?! Tu nie, tam nie, jak kamień w wodę. Nieważne. Znajdzie się pewnie zaraz.
Odwróciłam się na pięcie i udałam w kierunku łazienki. Porządny klub, a tylko dwie łazienki. Zajebiście... i jeszcze jedna nieczynna. Szarpnęłam klamkę... zajęte. Nie no lepiej być nie mogło. Oparłam się o ścianę i cierpliwie czekałam. Jednak moja cierpliwość ma swoje granice. Nie to żeby coś, ale tam to się ktoś po prostu rucha i kurde blokuje toaletę. Walnęłam trzy razy mocno w drzwi. Coś musiałam rozwalić, bo drzwi się otworzyły. No masz... Teraz to ja będę ich jeszcze musiała przepraszać. Nie zdążyłam się ulotnić, więc muszę wymyślić co im powiem... Może, może, może... Kurde nie wiem. Już miałam plątać się w swoich tłumaczeniach, ale gdy uniosłam wzrok to pobladłam... Michała mogłam się spodziewać, ten koleś rucha chyba wszystko co się rusza. Jednak widok jego towarzyszki mnie powalił.
-...Jagoda?-Powiedziałam nie dowierzając i wybiegłam stamtąd.
Co ona wyprawia? Z nim?! Z tym ostatnim zboczeńcem... Jesteśmy przyjaciółkami, ona wiedziała jakie mam o nim zdanie i mimo to zrobiła to z nim...
-Zaczekaj!-Usłyszałam głos przyjaciółki.
Obróciłam się do niej... Stała wyprostowana i gotowa do tego by się tłumaczyć, w ręku trzymała szpilki, a włosy miała potargane.
-Porozmawiajmy.-Powiedziała błagalnym tonem.
-Niech ci będzie... ale nie tutaj.-Powiedziałam.
-Dziękuję.-Wyszeptała.
Wyszłyśmy z klubu i zaczęłyśmy rozmowę.
-Jak mogłaś to zrobić?-Zapytałam.
-Oj Amelia, to nic dla mnie nie znaczyło, chodziło tylko o sex.-Powiedziała przyjaciółka.
-Tylko o sex? Kobieto czy ty słyszysz to, co mówisz? Słyszysz sama siebie?! Bo mi się jakoś nie wydaje. Tylko o sex to mogło chodzić z jakimś kolesiem, którego nigdy więcej być nie zobaczyła. A to jest najlepszy kumpel mojego przyjaciela. Jak ty to sobie teraz wyobrażasz?-Czekałam na odpowiedź.
-Normalnie. O wszystkim zapomnę... To był tylko sex... Przesadzasz.-Wydukała.
-Jagoda zachowujesz się jak ostatnia szmata.-Nie wierzyłam, że to powiedziałam...
-Ja?!-Uraziła się brunetka.
-Tak ty. Gdzie jest Jagoda, która zawsze chciała się zakochać? Wręcz marzyła o wielkiej romantycznej miłości. Jagoda, która nie nadużywała alkoholu i nie wdawała się w przygody na jedną noc.-Zapytałam.
-Ludzie się zmieniają... Ciekawe, że dopiero teraz to zauważyłaś, ponoć jesteśmy przyjaciółkami. Zawsze bardzo się od siebie różniłyśmy.-Stwierdziła.
-Nie aż tak.-Powiedziałam.-Teraz zachowujesz się teraz jak jakaś tania dziwka...
-Przesadziłaś!-Ryknęła na mnie.-Jak mogłaś tak mnie nazwać?! Zawsze obiecywałyśmy sobie przyjaźń, nieważne co by się działo, a ty takie coś tu odwalasz!
-„Ludzie się zmieniają.”-Zacytowałam ją.- Może nie jesteśmy już takimi przyjaciółkami jak kiedyś...
-Co masz na myśli?-Zapytała niepewnie.
-Jak mamy się przyjaźnić skoro prawie wcale się nie znamy... Jesteś zupełnie innym człowiekiem Jagoda...-Powiedziałam.
-Czyli to koniec?-Zapytała z wyraźnym smutkiem w głosie.
-Chyba tak...-Powiedziałam i odeszłam od brunetki.
Szłam przed siebie, chociaż wiedziałam, że ona tam nadal stoi... To już koniec? Po tylu latach przyjaźni... Poczułam jak do oczy zaczęły napływać mi łzy. Co ja narobiłam?!

__________________________________________________________
No to kolejny rozdział mamy za sobą.
Jak wam się podoba? 
Jak bardzo Michał namiesza w życiu Amelii?
Czy to koniec przyjaźni między dziewczynami?
Jak Amelia zniesie tą sytuację?
Jak poradzi sobie z tym, co stanie się później?
Czy komuś stanie się krzywda?
Kto pomoże przetrwać trudne chwile?
Chcecie wiedzieć?
A może macie jakieś pomysły?
Czytajcie, komentujcie, bierzcie udział w ankiecie.
Pozdrawiam gorąco.

PS.: Jeszcze raz bardzo, bardzo, bardzo mocno przepraszam za błędy i za moje chaotyczne pisanie. Obiecuję poprawę. :) + Serio nadużywam kolokwializmów? :<

niedziela, 3 sierpnia 2014

Część 5,"Już miałam krzyczeć, ale..."

Budzik zadzwonił o 3:30. Wstałam i po cichu zaczęłam się szykować do wyjścia. Gdy już prawie wszystko zrobiłam, usłyszałam sygnał sms'a. Odblokowałam telefon i otworzyłam wiadomość. To od Kamila.

Wychodź powoli, będziemy po ciebie za około 5 minut.
Tylko niczego nie zapomnij.”

Zabrałam bagaż, zeszłam na dół, ubrałam buty i wyszłam. Zastanawiam się jeszcze czy nie pożegnać się z mamą, ale nie będę jej budzić. Poza tym samochód już stoi pod moją bramą. Podeszłam do niego, a  naprzeciw wyszedł mi Kamil. Wsadził moją torbę do bagażnika, a potem oboje wsiedliśmy do auta.
Jechaliśmy bardzo długo. Nawet zdążyłam się trochę wyspać. Oczywiście było ciut gwarno, ale jakoś dałam radę. Czekałam cierpliwie, aż dojedziemy na miejsce. Nic ciekawego się nie działo, rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim i o niczym. Jedyne co mogło mnie zdziwić to to, że Jagoda co jakiś czas dziwnie na mnie spoglądała. Nie mogłam się domyślić dlaczego.
Moje przemyślenia przerwał głos Michała.
-Jesteśmy na miejscu!-Oznajmił nam radośnie.
Zaczęłam rozglądać się dookoła. Szczerze przez to, że stosunkowo późno dowiedziałam się o wyjeździe i byłam nim bardzo przejęta, to nawet nie przyszło mi na myśl zapytać się, gdzie dokładnie jedziemy. Teraz już nie muszę o nic pytać, wszystko widzę. W tym momencie samochód się zatrzymał. Szybko wysiadłam i zaczęłam rozkoszować się widokiem. Duże jezioro było otoczone ogromną ilością drzew z jednej strony a z drugiej plażą. Było bardzo cicho i zadziwiająco pusto. Wydaję mi się nawet, że może jesteśmy tu całkiem sami. Niczego więcej już teraz chyba nie potrzebuję.
W międzyczasie wszyscy już wysiedli i zaczęli sprowadzać mnie na ziemię.
-Chodź Amelia! Jest już trochę późno, a musimy jeszcze rozstawić namioty.-Powiedział Kamil.
Spojrzałam na zegarek-17:45.
-Wcale nie tak późno.-Stwierdziłam, uśmiechnęłam się do przyjaciela i poszłam za nim.
Po chwili doszliśmy do miejsca, gdzie Michał postanowił rozłożyć biwak. Troszkę się rządzi, ale trudno... Ważniejsze jest jak ja mam niby rozstawić ten namiot? Siedziałam i przypatrywałam się instrukcji. Musiałam robić to dosyć długo, bo kiedy uniosłam głowę do góry, to zauważyłam, że chłopacy zajęli się już moim namiotem. Poszłam im pomóc, chociaż za bardzo nie potrafiłam.
Gdy wszystko było już gotowe, to chciałam usiąść. Byłam trochę zmęczona i na razie nie zamierzałam nic robić. Moje plany pokrzyżowała jednak Jagoda.
-Musimy porozmawiać.-Powiedziała stanowczo.
-To mów.-Obróciłam się w jej kierunku.
-Wolałabym na osobności.-Stwierdziła.
-Dobrze...-Powiedziałam zdziwiona.
Czego ona może chcieć...? Nie mam pojęcia. Czułam spojrzenia chłopaków na swoich plecach. Oni też byli chyba zdziwieni zaistniałą sytuacją. Szłyśmy dość długo. Jagodzie musi bardzo zależeć na tym, że nikt nie usłyszał o czym będziemy mówić. Nareszcie się zatrzymała. Z ulgą usiadłam na jakimś pierwszym, lepszym kamieniu.
Spojrzałam się na nią oczekując jakiś wyjaśnień. Nie musiałam długo czekać.
-Co to ma w ogóle znaczyć?-Zapytała nerwowo.-Co on tu robi?
-Ale kto?-Powiedziałam zdziwiona.
-Ale kto?! Ty się jeszcze pytasz?!-Krzyczała na mnie.
-ale, ale...-Zamilkłam.
-Co „ale”?!-Patrzała na mnie jak na kretynkę.-Ty naprawdę nie wiesz o co chodzi?
Pokiwałam tylko głową na znak, że ma rację.
-No to już ci wyjaśniam, o co chodzi a raczej o kogo.-Mówiła dalej już spokojniej.-Problemem jest ten typek z klubu. Jak mu tam było...? Artur?! Co on tu robi? Czemu mi nie powiedziałaś, że on tu będzie?-Czekała na to, co powiem.
-Tak to Artur.-Zaczęłam mówić.-Jest kuzynem Michała... poza tym jakbyś nie zauważyła, to dzięki niemu tutaj jesteśmy. Bez jego prawka siedziałabyś teraz w domu przed laptopem.
-No dobra, dobra, ale do twoich obowiązków należało przekazanie mi tej informacji. Dobrze wiesz, że go nie lubię.-Stwierdziła brunetka.
-Oj tam, zaraz nie lubisz... Nawet go nie znasz. Daj mu chociaż szansę.-Powiedziałam.
-Pffff...szansę.-Burknęła.
Nagle usłyszałyśmy hałas dochodzący z krzaków. To tylko Kamil.
-Nadeszło zbawienie!-Zażartowałam.
Jagoda spojrzała na mnie z wyrzutem.
-Jakie zbawienie?! Prawie zawału dostałam!-Syknęła.
Kamil zaśmiał się pod nosem.
-No sorka. Nie moja wina, że słychać was na drugim końcu jeziora.-Uśmiechnął się szeroko.-Ale nie dlatego tu przyszedłem. Będziemy grać w butelkę, idziecie?-Zaproponował.
-Ja chętnie!-Odpowiedziałam, po czym wstałam z miejsca.
-A ja nie!-Powiedziała rozdrażniona Jagoda.
-Jak wolisz...-Powiedział Kamil wzruszając przy tym ramionami.-To idziemy Amelia?
-Jasne.-Odparłam.
Szliśmy wolnym krokiem wzdłuż jeziora. Gdy byliśmy już blisko obozu, dołączyła do nas Jagoda z miną, jakbyśmy jej nie wiadomo co zrobili. Wyprzedziła nas i burknęła:
-Co tak wolno? Wolniej się nie da?
-Chyba się da.-Powiedziałam, po czym zaczęliśmy się z Kamilem wygłupiać i chodzić w zwolnionym tempie.
Brunetka spojrzała na nas dziwnie, a my wybuchnęliśmy śmiechem. Czas minął bardzo szybko i choć żółwim tempem to znaleźliśmy się na miejscu.
-O! Jesteście!-Powiedział Michał.-Wiecie może co się stało Jagodzie?
-Nieważne, to nic poważnego.-Odparłam.
-Skoro tak mówisz.-Powiedział lekko zawiedziony brakiem konkretnej odpowiedzi.
-Gramy?-Zapytałam ochoczo trzymając butelkę w ręku.
-Jasne!-Odpowiedzieli chórem wszyscy.
Po paru minutach siedzieliśmy razem i graliśmy. O dziwo nawet Jagoda się dołączyła. Przyniosła też przy okazji wszystkim piwo... Jakby inaczej, przecież ona to już prawie alkoholiczka. Może i przesadzam, ale na jednym piwie to się nie skończyło. Jeszcze Michał nagle przyniósł z namiotu pół litra. Gra toczyła się dalej, a oni byli coraz bardziej pijani. Może dla niektórych pół litra to nic, ale biorąc pod uwagę, że ja nie piję a Kamil i Artur tyle co nic... Po obserwacji można stwierdzić, kto wypił najwięcej. Ja jako osoba niepijąca siedziałam z boku i ogółem tylko przypatrywałam się grze, więc butelka rzadko wskazywała na mnie. Aż tu nagle zmiana! Kto mnie wylosował? To był Michał.
-Pytanie czy wyzwanie?-Powiedział lekko już bełkocząc.
-Pytanie.-Powiedziałam bojąc się zaryzykować wyzwanie.
-Hmmmm, może... może...-Zastanawiał się długo Michał.
-Możesz trochę szybciej?-Zasugerowałam.
-Co ty taka nerwowa? Może się przelecieć to się ogarniesz?-Powiedział chamsko.
-Spierdalaj!-Krzyknęłam na chłopaka i opuściłam szanowne towarzystwo.
Położyłam się w namiocie i próbowałam zasnąć. Spokój przerwało mi pukanie.Po chwili drzwi namiotu się otworzyły. To Kamil.
-Można?-Zapytał.
-Tak można.-Powiedziałam.-Już się bałam, że to ten zboczeniec.
-Michał...? Przepraszam cię za niego, on po prostu jest już trochę wstawiony.-Stwierdził Kamil.
-Trochę?!-Prychnęłam.
-Trochę bardzo...-Powiedział przyjaciel i się do mnie uśmiechnął.-Idziesz spać?
-Taki mam zamiar.-Odpowiedziałam.
-To dobranoc.-Odparł.
-Dobranoc-Pożegnałam się.
Niestety nie mogę spać. Jestem wykończona, a sen nie przychodzi. Najgorsze co może być. Minęła już chyba wieczność od wizyty Kamila. Wyjdę na zewnątrz zobaczyć, co się dzieje. Wyszłam ostrożnie z namiotu. Wszyscy już chyba śpią... Fajnie mają. Oni będą rano wyspani, a ja będę wrakiem człowieka.
Zaczęłam spacerować wzdłuż jeziora, jest naprawdę ogromne. Bezmyślne przyglądanie się wodzie przerwał mi głos nadchodzący zza moich pleców.
-A co ty nie śpisz?-Zapytał nagle.
Już miałam krzyczeć, ale w tym momencie zasłonięto mi buzie ręką.
-Cicho bądź, to tylko ja.-Powiedział.
Odwróciłam się i zobaczyłam Artura.
-Ale mnie nastraszyłeś.-Stwierdziłam.
-No właśnie widziałem.-Zażartował.
-Ha, ha, ha... bardzo zabawne.-Powiedziałam ironicznie.
-Nie śpisz jeszcze?-Zapytał ponownie.
-Nie wiesz... Lunatykuję.-Powiedziałam sarkastycznie.-A ty?
-A ja po prostu nie śpię, ale wrażeń mi nie brakuję, bo chyba pierwszy raz rozmawiam z lunatykiem.-Zaśmiał się.
-A wiesz czego ja chyba nigdy nie robiłam?-Zapytałam i sama odpowiedziałam.-Nie widziałam wschodu słońca.
-Wschodu słońca powiadasz.-Zaczął mówić.-Mamy godzinę 3 nad ranem i chyba nigdzie się nam nie spieszy.-Stwierdził.
-Otóż to!-Odparłam.-Idealna okazja.
-To chodź. Może najpierw usiądziemy i porozmawiamy mamy w końcu trochę czasu-Zaproponował.
-Chętnie.-Zgodziłam się.
Po chwili siedzieliśmy już wygodnie i rozmawialiśmy.
-Skąd jesteś?-Zapytałam.
-Stąd i stamtąd.-Odpowiedział tajemniczo.
-To znaczy?-Zainteresowałam się.
-Mój tata jest dosyć znanym biznesmenem. Ciągle przeprowadzamy się z miejsca na miejsce. Ma to swoje dobre i złe strony.-Powiedział.
-Złe strony?-Trochę się zdziwiłam.
-Hmmm... Jakby to wyjaśnić. Wszyscy zawsze myślą, że to super mieć takiego ojca- dużo pieniędzy, super wakacje, podróżowanie. Jednak to wcale tak nie jest. Nasze życie opiera się na ciągłych przeprowadzkach w poszukiwaniu nowego interesu. Ojciec nigdy nie ma dla mnie czasu, muszę polegać wyłącznie na sobie.
-A przyjaciele? A twoja matka?-Zapytałam.
-Przyjaciele... Trudno mówić o przyjaciołach w moim przypadku. Kiedy tylko jakiś znajdę, zaraz się przeprowadzamy. Z czasem już przestałem po prostu o nich zabiegać. A matka, jeśli tak mogę ją nazwać. Ona jest po prostu jedyna w swoim rodzaju.-Powiedział z ironicznie.
-Coś z nią nie tak?-Zapytałam.
-Jeśli mówiąc „coś z nią nie tak” masz na myśli, że ma gacha na boku, to tak zdecydowanie „coś z nią nie tak”. Często się o to kłócimy. A ojciec albo nie ma czasu, żeby mnie wysłuchać, albo jak już znajdzie czas, to mi nie wierzy. W ten sposób nic się nie zmienia i wątpię, że się zmieni.
Wtedy nastała niezręczna cisza. Chyba nikt nie widział co w tej sytuacji powiedzieć. Przynajmniej ja nie wiedziałam, bo on w końcu się odezwał.
-A twoja rodzina?-Zapytał.
-Moja rodzina jest spoko. Mam cudowną młodszą siostrę Gosię. Często razem się wygłupiamy, jest świetnym dzieckiem. A moja mama jest najlepsza, ma swoje wady, ale i tak ją bardzo kocham.
-A ojciec...?-Zapytał się mnie brunet.
-Ojciec zmarł pół roku temu.-Stwierdziłam po chwili milczenia.
-...Bardzo mi przykro. Nie wiedziałem.-Odpowiedział.
-Nic nie szkodzi, już się przyzwyczaiłam do tego pytania.-Powiedziałam.
-Mogę wiedzieć, jak to się stało?-Zapytał.
-Zginął w wypadku samochodowym. Tego dnia był na imprezie z kolegami. Wracał już do domu ze swoim przyjacielem, który prowadził samochód, a on siedział obok. Byli lekko napici... i jeszcze w pewnym momencie zza zakrętu wyjechał tir. Kierowca tira zaczął hamować, ale bezskutecznie. Wszyscy zginęli na miejscu.-Powiedziałam i poczułam jak do oczu napływają mi łzy.-Tak bardzo mi go brakuję.
Rozkleiłam się, a Artur po prostu bez słowa przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Poczułam się bezpiecznie.
Siedzieliśmy teraz milcząc i obserwowaliśmy wschód słońca.Widok był naprawdę przepiękny. Nie da się tego opisać, to trzeba zobaczyć. W końcu słońce całkowicie wyszło zza horyzontu. Ciszę przerwał Artur.
-Może wracajmy?-Zapytał.
-Dobrze,możemy wracać.-Powiedziałam i uśmiechnęłam się do chłopaka.
On odwzajemnij uśmiech. Wracaliśmy powoli w stronę obozowiska. W ciszy i spokoju. Wsłuchani w szum wiatru. Nie można było sobie wyobrazić piękniejszej chwili. Po jakiś 5 minutach byliśmy już na miejscu.
-To dobranoc.-Powiedział Artur.
-Dobranoc.-Powiedziałam, po czym wspięłam się na palcach i pocałowałam chłopaka w policzek.

Spojrzeliśmy się na siebie nawzajem i wkrótce rozeszliśmy. Weszłam do namiotu, położyłam się i szybko zasnęłam.

______________________________________________________________
Rozdział wyszedł moim zdaniem mega długi.
Na początku chciałam go rozbić na dwa, ale się rozmyśliłam.
Czy dobrze zrobiłam? Nie wiem, sami osądźcie. 
Bardzo proszę o szczere opinie!
Kolejny rozdział pojawi się z lekkim opóźnieniem, bo naszło mnie na napisanie one shot'a. 
Nie wiem kiedy go skończę, bo pisany jest prosto z serca i muszę przyznać, że kosztuje mnie trochę emocji.
A jeszcze co do tej części, to chcę widzieć pod nią 3 komentarze. :)
Dziękuję wszystkim czytającym i komentującym!
Miłego wieczoru życzę.

PS.: Przepraszam za ewentualne błędy, ale nie ma mojej koleżanki-słownika. Wracaj szybko i wypoczęta! :>